Wikingowie w kulturze masowej. Dzisiaj słysząc termin „wiking” wyobrażamy sobie z kolei rosłego, jasnowłosego wojownika w kolczudze, hełmie z rogami i uzbrojonego w ogromny topór, który z mordem w oczach gwałcił niewiasty, palił wsie i zabijał każdego, kto mu się sprzeciwił. Taki obraz wikingów nie powinien nikogo dziwić.
10 nordyckich opowieści, z którymi warto się licznych podbojów wikingowie mieli największy problem z podbiciem kin i telewizji. Ale w ostatniej dekadzie odnieśli kilka znaczących sukcesów. Po trwającym sześć sezonów serialu Wikingowie (Vikings, 2013–2020) temat wziął na warsztat jeden z najbardziej cenionych twórców współczesnego kina, Robert Eggers (Czarownica…, Lighthouse). Od 22 kwietnia 2022 jego Wiking (The Northman) podbija kina w naszym kraju, wywołując szereg burzliwych dyskusji. Już wiadomo, że jest to kolejny artystyczny sukces reżysera, choć bardzo prawdopodobne, że przy budżecie powyżej 60 milionów dolarów nie przyniesie zysków z kinowych kas. Filmy o tematyce historycznej, nawet te na najwyższym poziomie (np. Ostatni pojedynek Ridleya Scotta), nie są w dzisiejszych czasach tym, co najbardziej interesuje masowego gniewu ludzi północy zachowaj nas, Panie!Filmy o wikingach to bardzo wąski nurt kinematografii (szczególnie gdy porówna się z klimatami piracko-korsarskimi), dlatego nowy film Eggersa ma niezbyt mocną konkurencję. Ale jest kilka szczególnych przypadków, które mogą z nim rywalizować, choć nie są szerzej znane (tu mam na myśli przede wszystkim islandzkie produkcje z lat 80., bo jeśli jakiś naród można uznać za specjalistów od wikińskich klimatów, to są to Islandczycy). Niniejsze zestawienie nie ma formy rankingu, tylko chronologicznego spisu 10 najciekawszych filmowych adaptacji legend o Normanach, jak nazywano wikingów w zachodniej Europie (lub Waregach – we wschodniej). Gwoli ścisłości, słowo wikingowie oznacza dokładnie wojowników wyprawiających się za morze w celu grabieży, gwałtów i mordów i może dotyczyć nie tylko ludzi północy (np. w filmie Królowa Wikingów z 1967 to określenie dotyczy Celtów). Z oczywistych względów niniejszy artykuł bierze pod uwagę tylko opowieści o nordyckich (1928), reż. Roy William Neill[aka The Viking]Film wyprodukowany przez Herberta T. Kalmusa, prezesa korporacji Technicolor, która zrewolucjonizowała kino. Czasy kolorowych filmów nadeszły po etapie udźwiękawiania, ale już w epoce kina niemego eksperymentowano z kolorem. Jednym z takich przełomowych dzieł jest Wiking w reżyserii Roya Williama Neilla, który najpierw (w 1928) trafił na ekrany jako film niemy, jednak gdy włodarze wytwórni MGM zachwycili się nowatorską stroną wizualną, postanowili film dystrybuować w wersji dźwiękowej. Nowa edycja miała premierę w 1929 roku i nie była w pełni dźwiękowa – wciąż widzowie musieli czytać plansze z opisami i dialogiem, lecz inne dźwięki (ryk lwa z MGM-u, muzyka nagrana na płycie, odgłosy tłumu, odgłosy pojedynków na miecze) były w kinie słyszalne. Jednak to głównie użycie koloru robiło wówczas piorunujące wrażenie – już w jednej z początkowych scen mamy czerwone plamy krwi kapiące na książkę po tym, jak wiking morduje jednego z została zaczerpnięta z książki Ottilie Adeliny Liljencrantz pt. The Thrall of Leif the Lucky: A Story of Viking Days (Niewolnik Leifa Szczęściarza: Historia z czasów wikingów, 1902). Opowieść zaczyna się w Anglii i jest kontynuowana w Norwegii, potem w Grenlandii, aby zakończyć się na odkryciu Ameryki. Lord Alwin (LeRoy Mason) z Nortumbrii zostaje uprowadzony i trafia do wikińskiej niewoli. Kupuje go Helga Nilsson (Pauline Starke), sierota będąca pod opieką wikinga Leifa Ericssona (Donald Crisp). Ważnym motywem filmu jest konflikt między pogańskimi wierzeniami, których zwolennikiem jest Eryk Rudy (Anders Randolf), odkrywca Grenlandii, a chrześcijaństwem wyznawanym przez jego syna, Leifa. Oczywiście więcej tu legendy niż prawdy, wikingowie noszą tu rogate hełmy, a budowa kamiennej wieży w Newport, która stoi do dziś, jest przypisywana Leifowi zgodnie z teorią głoszoną przez duńskiego historyka Carla Christiana Rafna. Przełom, jaki dokonał się za sprawą filmu, nie jest już dziś zbyt znaczący i film zniknął gdzieś w otchłani zapomnienia. Na jego niekorzyść działa też niezbyt przekonująca strona fabularna – to historia z banalnym przesłaniem o sile miłości wspieranej przez wiarę w „jedyną słuszną” (1958), reż. Richard Fleischer[aka The Vikings]W latach 50. – w ramach serii kręconych z rozmachem dramatów historycznych – powstał między innymi Niezłomny wiking (Prince Valiant, 1954) w reżyserii Henry’ego Hathawaya na podstawie komiksu Harolda Fostera. Zdobył jednak mieszane recenzje i ostatecznie nie zwrócił włożonych w niego kosztów produkcji. Realizacja kolejnego filmu o wikingach stanęła więc pod znakiem zapytania, ale podjęto ryzyko, gdy na biurko hollywoodzkich producentów trafiła książka Edisona Marshalla pt. The Viking (1951). Adaptację pod kierunkiem Richarda Fleischera nakręcono w nowoczesnym systemie Technirama, dzięki czemu kolory zostały wzmocnione, podkreślając piękno plenerów: Norwegii, Limskiego Fiordu w Chorwacji czy np. Bretanii we Francji. Tym razem wysiłek opłacił się – to był hit zarówno w Stanach, jak i za granicą. I choć w recenzjach zarzucano, iż bliżej mu do baśni lub westernu niż rasowej produkcji historycznej, to jednak na wiele lat stał się wzorem, jak powinno się robić filmy o Normanów pod wodzą Ragnara (Ernest Borgnine) i będąca jej skutkiem śmierć króla Nortumbrii stają się pretekstem do objęcia tronu przez uzurpatora i tyrana, Ellę (Frank Thring). Wdowa po poprzednim królu, Enida (Maxine Audley), spodziewa się dziecka – potencjalnej osoby, która może w przyszłości ubiegać się o tron Nortumbrii. Prawdziwym ojcem dziecka jest jednak wódz wikingów, Ragnar. Po dwudziestu latach dochodzi do spotkania niewolnika Eryka (Tony Curtis) i wikinga Einara (Kirk Douglas), którzy mają tego samego ojca, ale jeszcze nie wiedzą, że w ich żyłach płynie ta sama krew. Od pierwszego spojrzenia czują do siebie nienawiść – Eryk napuszcza na Einara drapieżnego sokoła, który pozbawia go oka, wskutek czego Einar wraz z ojcem skazują niewolnika na powolną śmierć – zostaje rzucony krabom na pożarcie. Konflikt zaostrza się, gdy obaj zakochują się w księżniczce Morganie (Janet Leigh).Poniekąd przypomina to baśń w stylu greckiego mitu z ciążącym nad bohaterami fatum. Wyczuwa się także pokrewieństwo z klasycznym westernem – podboje zachodnich krain, braterski konflikt zwieńczony pojedynkiem, główny bohater przypominający westernowego good bad guya, który mimo złych uczynków nie jest typem mordercy, lecz honorowego człowieka. Wspaniały jest finałowy pojedynek między braćmi, zarówno jeśli chodzi o wybór lokacji, wykonanie, jak i choreografię francuskiego mistrza szermierki klasycznej, Claude’a Carlieza. W następstwie sukcesu filmu powstał serial Tales of the Vikings (1959–60) opowiadający o przygodach Leifa Eriksona. Współproducentem serialu był Elmo Williams, montażysta filmu Fleischera i reżyser drugiej jednostki (prawdopodobnie odpowiedzialny za sceny akcji). Z kolei operator omawianego dzieła, Jack Cardiff, nakręcił w Jugosławii barwne widowisko Długie łodzie wikingów (The Long Ships, 1964). Produkcja ma swoich fanów, aczkolwiek nie należy do nich osoba pisząca te słowa. Na fali wznoszącej okręty wikińskie skorzystali także Włosi – w samym roku 1961 powstały w Italii: Najeźdźcy (aka Erik the Conqueror, 1961) Mario Bavy, Ostatni wiking (1961) Giacoma Gentilomo i Tatarzy (1961) Richarda Thorpe’a, gdzie przeciwnikami tytułowych barbarzyńców są zemsty (1966), reż. Mario Bava[aka Knives of the Avenger / I coltelli del vendicatore]Tak jak wielu włoskich twórców kina gatunkowego, tak i Mario Bava bronił się przed zaszufladkowaniem w jednym gatunku. Po sukcesie Maski szatana (1960) stał się mistrzem gotyckiego horroru i chociaż potwierdził to, powracając do gatunku, to próbował także eksperymentować z innymi typami rozrywki. Często były to eksperymenty operatorskie, tak jak w przypadku Najeźdźców (aka Erik the Conqueror, 1961), pierwszego filmu Bavy o wikingach. Fabuła i niektóre pomysły zostały podkradzione z Wikingów (1958) Richarda Fleischera, ale pod względem wizualnym jest to dzieło wyjątkowe – widać, że nakręcone przez artystę, który kamerą i światłem potrafi zdziałać cuda. Przez fabułę jednak uważam, że drugi wikiński film Bavy – Ostrza zemsty (1966) – jest o wiele ciekawszym widowiskiem. Nie oznacza to wszakże, iż jest to dzieło oryginalne, wciąż wyczuwalny jest wpływ amerykańskiego kina, tym razem westernu Jeździec znikąd (1953) George’a imieniem Karin (Elissa Pichelli) wraz z synem słuchają przepowiedni starej wieszczki przywołującej imię boga Odyna. W jej słowach jest zarówno pocieszenie, jak i przestroga. Zwiastuje ona nadzieję, gdyż uznany za zmarłego mąż kobiety, król Harald (Giacomo Rossi Stuart), żyje i wkrótce do niej wróci. Ale także ostrzega, że licho nie śpi, dlatego warto uciekać, trzymając się blisko morza, aby woda zmyła ślady. Ich wrogiem jest okrutny Hagen (Fausto Tozzi) pragnący poślubić Karin, by przejąć władzę nad jej klanem. Ludzie Hagena szybko odnajdują kryjówkę kobiety, ale ich zmagania z bezbronną damą zostają przerwane przez tajemniczego „jeźdźca znikąd” (Cameron Mitchell), który szczególnie dobrze posługuje się nożami. Nieznajomego dręczą demony przeszłości – w morderczym szale zemsty zabił niegdyś niewinnych ludzi, a jego imię Ator budziło strach. Teraz pragnie naprawić krzywdy i bogowie dają mu taką szansę, stawiając na jego drodze Karin i jej ciekawe, do reżyserowania filmu został zatrudniony Leopoldo Savona, który nie podołał wyzwaniu. Mario Bavę ściągnięto, by ratował projekt, a ten napisał scenariusz od początku i w krótkim czasie ukończył film. Szybko i tanio to nie są słowa, które kojarzą się z epicką produkcją historyczną czy przygodową, więc na pozór nie brzmi to obiecująco. I jeśli ktoś oczekuje spektakularnych scen bitewnych i konfliktów wyciągniętych z kart średniowiecznej historii, to będzie rozczarowany. A jednak film doskonale się broni, oferując fascynującą opowieść z pogranicza mrocznej baśni i kameralnej opowieści o próbach odpokutowania za dawne grzechy. Ostrza zemsty to przykład geniuszu Maria Bavy – dowód na to, że do nakręcenia dobrego filmu potrzebne są: solidny warsztat, dusza artysty, energia twórcza, a dopiero na kolejnym Wielki (1969), reż. Clive Donner[aka Alfred the Great]Biografię jednego z najwybitniejszych angielskich władców zrealizował Clive Donner, niemający doświadczenia w realizacji wysokobudżetowych obrazów. W efekcie powstało niesztampowe widowisko oparte na relacjach między bohaterami, a nie efektownej batalistyce. Jednak udało się uniknąć irytującej teatralnej maniery i wkroczyć też na pole bitwy. Sceny ukazujące żołnierzy w spartańskiej falandze robią wrażenie, ale obok potwierdzonych historycznie starć Anglików z Duńczykami ważne dla filmowców były również ludzkie postawy w obliczu kryzysowych sytuacji. Alfred zamiast miecza w dłoni wolałby trzymać krzyż i wznosić modły, bo czuł, że jego przeznaczeniem jest zostać księdzem. Ale gdy jego kraj atakują ludzie północy, zostaje zmuszony do zmiany życiowych planów i podejmuje rolę wojennego stratega, w której sprawdza się idealnie. Jako król Wesseksu nie odchodzi zbyt daleko od kapłańskiej posługi, bo religia jest wszędzie. Konflikt dwóch państw o odmiennych zwyczajach to także walka dwóch demiurgów: chrześcijańskiego Boga i nordyckiego boga wojny, jest adaptacją książki Eleanor Shipley Duckett. Autor scenariusza James R. Webb i producent Bernard Smith współtworzyli sukcesy historycznych westernów Jak zdobyto Dziki Zachód (1962) i Jesień Czejenów (1964), zrealizowanych dla Metro-Goldwyn-Mayer. Tym razem sięgnęli do historii Europy, plan filmowy zaś zorganizowali w hrabstwie Galway w Irlandii. W przeciwieństwie do wielkiego Alfreda, twórcy filmu ponieśli klęskę. Zarówno w starciu z krytykami, jak i publicznością film nie miał szans. Chociaż dziś można go wyróżnić jako ciekawego reprezentanta brytyjskiego dramatu kostiumowego lat 60., to trzeba też przyznać, że ma on swoje słabości, widoczne na przykład w niedopracowanych dialogach. Ciekawostką jest, że w filmie wystąpiła żona dramaturga Harolda Pintera, Vivien Merchant, która nie wypowiada tu żadnych kwestii – odmówiła wygłoszenia zdań ze scenariusza ze względu na ich poziom. Mariusz CzernicZ wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina ( gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla współpracuje z autorami bloga TBTS ( dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga ( i Kinomisja ( Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych ( inne artykuły >>>
Opis: do wikingów, gdy nie ma chętnych na wyprawę do Smoczego Leża. Wskażesz nam drogę, demonie. Opis: do Szczerbatka. Nie wiem jak to się skończy ale skończy się dzisiaj! Opis: przed walką o Smoczą Wyspę. On żyje! Uratowałeś mu życie!. Opis: do Szczerbatka. Mieczyk Thorston [edytuj] Ha! On jest mniejszy od mojego…
Wielka historia małej wyspy. Jak Islandia zmieniła światPublished on Jun 10, 2022Lektura obowiązkowa dla każdego, kto marzy o podróży na Islandię. Kiedy 1200 lat temu wódz Wikingów Ingólfur Arnarson osiadł statkiem na mieliźnie na... SIW Znak
Ale ulubioną „zabawką” ludów północy byłalegendarny Broadax, jest także dwuręcznym toporem na długim słupie (tak na marginesie, tak nazywa się topór Wikingów). W czasopismach jest często nazywany „duńskim toporem”, ale nazwa ta nie jest zbyt prawdziwa, ponieważ nie oddaje w pełni esencji tej broni.
Według stereotypów wikingowie byli rosłymi mężami z długą, gęstą brodą, hełmem o dwóch rogach i toporem w ręce. Uwielbiali chaos, walkę i plądrowanie okolicznych ziem. Zachowywali się barbarzyńsko, wręcz jak zdziczałe zwierzęta. Tak przynajmniej mówi się do dziś. Ile jest w tym prawdy? Czy owe założenia są zasadne? Po części tak, po części nie. Wikingowie faktycznie lubili łupić, lecz ogólnie rzecz biorąc, w towarzystwie zachowywali się nad wyraz przyzwoicie. Ich wielkie podróże przyczyniły się do rozwoju i ucywilizowania niektórych obszarów, a osiągnięcia techniczne nadal zapierają dech w piersi. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdy człowiek północy był wikingiem. To określenie ściśle wiązało się z wojownikiem, który wyruszał w zamorskie wyprawy, aby podbijać nowe ziemie. Wygląd zewnętrzny Stereotypy oczywiście miały wpływ na postrzeganie prawdopodobnego ubioru wikingów. Wyobrażano ich sobie jako ludzi odzianych głównie w ciężkie, ciemnokolorowe materiały i stroniących od ozdób. Wiele źródeł historycznych donosi jednak, że Normanowie umiłowali sobie jasne, barwne, lekkie tkaniny, wstążki tudzież elementy wykorzystywane w celach dekoracyjnych. Mężczyźni nosili gęste, pokaźne brody oraz starannie splecione wąsy z wygolonymi policzkami. Najważniejsze jednak były długie i zadbane włosy. Jeśli chodzi o kobiety, ubierały się w lniane koszule sięgające ziemi oraz jednomateriałową spódnicę, rozciętą z przodu, zamocowaną przy pomocy szelek z ozdobionymi klamrami przyczepionymi na wysokości piersi. W tym ubiorze zaszło wiele zmian po zderzeniu z kulturą chrześcijańską, która wykluczała tak wyzywające jak na tamte czasy stroje. Społeczność źródło: Społeczeństwo wikingów dzieliło się na trzy grupy: niewolników, ludzi wolnych oraz zamożnych. Niewolnicy – zazwyczaj jeńcy wojenni – stanowili dużą część wspólnoty. Na ludzi wolnych składali się wszelcy kupcy, rzemieślnicy, chłopi, a także wojownicy. Wśród najmożniejszych można wyróżnić królów oraz wodzów zawdzięczających sławę i pieniądze przede wszystkim łupom wojennym. Po 1050 roku rządy w niektórych krajach Normandzkich przejęli władcy, co skutecznie zaczęło wypierać wolne wiece zwane tingami, na których każdy wolny mężczyzna miał prawo głosu. Wydawać by się mogło, że w tak dawnych czasach kobiety miały niewiele do powiedzenia. Nic bardziej mylnego! Płeć piękna w kulturze wikingów szczyciła się zaskakująco dużą liczbą praw w porównaniu z całym światem w tamtym okresie. Normanki były niezależne. Podczas nieobecności mężów samodzielnie zajmowały się prowadzeniem gospodarstwa, a kiedy wyruszały razem z nimi na podboje, po walkach często pomagały w odbudowie obozów czy miast. Ponadto ich małżeństwa nie były aranżowane, same wybierały mężczyznę, z którym spędzą resztę życia. Gdy nie traktowano ich należycie, mogły ubiegać się o rozwód, co – jak na tamte czasy – zdarzało się rzadko. Mogły również dziedziczyć. Nadzwyczajne jest to, że wśród wojów można było odnaleźć wiele kobiet, co pokazuje, jak wiele swobody miały kobiety w tamtejszym społeczeństwie. Co zawdzięczamy wikingom? źródło: Wikingowie rozwinęli handel w Europie, a po upadku Rzymu zaczęli przecierać nowe szlaki. Dzięki temu nowe rozwiązania technologiczne szybciej i łatwiej docierały w różne zakątki świata. Mimo że nie tylko Normanowie przyczynili się do tak intensywnego rozwoju, przypisuje się im znaczną część zasług. Byli dużo bardziej mobilni niż inne ludy, a ścieżka ich kontaktów sięgała wielu setek kilometrów, co znacznie ułatwiło popularyzację niektórych wynalazków. Można powiedzieć, że w pewien sposób zjednoczyło to Europę. Nie była ona tak silnie zintegrowana od złotego wieku cesarstwa. Dzięki wikingom nastąpił szybszy rozwój niektórych regionów Anglii. Przyczynili się oni do większego ucywilizowania tamtych terenów. Rozrywka Choć uchodzili za groźnych i strasznych wojów, nie pogardzali dobrą zabawą. Wikingowie umiłowali sobie spędzanie wolnego czasu na świeżym powietrzu. Szczególnie lubili uprawiać sporty – wyścigi wioślarskie, łucznictwo czy zapasy. Ich codzienność wymagała dużej sprawności, lecz nie zajmowali się tylko rozwojem fizycznym. Podobno ich rozrywkę stanowiły również gry planszowe, w tym jedna podobna do współczesnych warcabów. Ponadto prowadzili bujne życie towarzyskie i uwielbiali wszelkiego rodzaju zabawy zakrapiane alkoholem. Bogowie źródło: Bogate wierzenia oraz obrządki towarzyszyły wikingom przez lata. Mitologia nordycka to niezwykle ciekawy i rozbudowany temat. Można bez wahania stwierdzić, że jest bogata, barwna oraz złożona, lecz niewiele historii jej dotyczących się zachowało. Mamy tylko skrawek informacji i materiałów, które z biegiem lat po prostu znikały. Wiemy jednak, że wierzyli w bogów odpowiedzialnych za poszczególne zjawiska w przyrodzie i życiu codziennym. Czczono ich oraz składano im ofiary. Dzięki temu świat utrzymany był w równowadze, a także dostatku. Ważną rolę spełniali również szamani komunikujący się poprzez magię i czarnoksięstwo z bytami nadprzyrodzonymi. Wszelkiego rodzaju obrządki przeprowadzał król, wódz lub wyznaczony człowiek na farmie osoby najważniejszej w okolicy. Oprócz zbiorowych rytuałów często kultywowano religię w poszczególnych domostwach w bardziej osobisty sposób. Często wierni mieli szczególne upodobania do określonych bogów, nie da się jednoznacznie stwierdzić, które z nich darzyli największą czcią. Wielu z nas, za sprawą popkultury, znany jest Asgard zamieszkany przez Asów, czyli jednego z dwóch rodów bóstw. Rządzili oni światem po zwycięskiej walce i wygnaniu Wanów. Najwyższe miejsce w panteonie zajmował Odyn. Sprawował władzę nad wszystkim niczym król. Jego żona Frigg, bogini miłości, opiekowała się małżeństwami, patronowała również bogactwu. Jednym z ich synów był Thor, który trzymał pieczę nad piorunami i burzą. Pochówek źródło: Mówiąc o wikingach, nie można zapomnieć o ich pochówkach, które w popkulturze przedstawia się w spektakularny sposób. Jak wyglądały naprawdę? Najpopularniejszym sposobem chowania zmarłych było układanie ich na łodzi oraz podpalanie całości. Składano wtedy zmarłemu dary oraz ofiary zgodnie z jego statusem społecznym. Na powstałym po spaleniu kopcu układano kamienie i tworzono prowizoryczny nagrobek, który miał oznaczyć to niezwykłe miejsce. Jak w wielu dawnych religiach nieboszczyk otrzymywał pewnego rodzaju wyprawkę zapewniającą godne życie pozagrobowe. Niewolników wkładano do zwykłych dziur w ziemi, co miało zapobiec zmartwychwstaniu. Wierzono także, że mogli być oni przydatni i usługiwać swoim właścicielom w krainie zmarłych. W stosie pogrzebowym bogatszych ludzi znajdowała się broń, sprzęt do jazdy konnej oraz narzędzia związane z profesją wykonywaną za życia, ewentualne przyrządy, aby zmarły mógł samodzielnie tworzyć rozmaite przedmioty. Wikingowie często jednak odchodzili od wielu zasad i swobodnie przyjmowali wpływy rozmaitych kultur. Stąd u Normanów na przykład w biżuterii pojawiły się krzyże. Wpływom uległy również rozmaite rytuały związane z pochówkiem. Dlatego często w historycznych miejscach pogrzebów można odnaleźć ślady obrzędów chrześcijańskich oraz pogańskich. Śmierć przerażała wikingów. Wierzyli we wstawanie z grobu, zjawy i upiory, dlatego ważne było dla nich ostateczne pożegnanie się z nieboszczykami, stąd również wzięła się tradycja spalania zwłok na statku. Zmarły zostawał ponownie zabity, by nie wrócił do życia (można było również pozbawić go głowy lub wbić kołek w serce, co brzmi podobnie do podań o wampirach). Brutalne tradycje Istnieją materiały ukazujące pogrzeb jednego z wodzów wikingów jako rytuał pełen brutalności. Ibn Fadlān, świadek takiego obrządku, opisał wykorzystywanie młodej kobiety, która zdecydowała się umrzeć ze swoim panem. Nieboszczyk był zamożnym i wpływowym mężczyzną. Za sprawą aktów seksualnych miał nabrać sił przydatnych w zaświatach. Na koniec dziewczyna – złożona na łożu w łodzi, obok swojego pana – została brutalnie zabita, a całą konstrukcję podpalił najbliższy męski krewny wodza. źródło: Jak już wyżej wspomniano, wikingowie wyróżniają się większą liczbą cech niż tylko groza, którą budzili wśród innych ludów, i bez dwóch zdań informacje zawarte w tekście są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Jest to bardzo obszerny temat, napisanie o nim krótkiego artykułu, który opowiedziałby o wszystkich aspektach codziennego życia Normanów, graniczy z niemożliwością. W związku z tym zachęcam do zagłębiania się w świat ludów Północy, gdyż stanowi on niewątpliwie fascynujący obszar historyczny. Źródła:
Długie łodzie wikingów stały się jednym z symboli średniowiecza i na stałe weszły do społecznej wyobraźni. Jednostki bojowe Słowian z tej samej epoki nie mają podobnej famy i nie budzą skojarzeń nawet w krajach, gdzie wykorzystywano je przed tysiącleciem. Niesłusznie. Łodzie bojowe Słowian przez długi czas siały postrach na Bałtyku. W X czy XI wieku […]
Zdobyli Paryż, Sewillę i Pizę. Niewykluczone, że Mieszko I był wikingiem, który podbił ziemie Polan. Był 911 r. Rollon (Rollo, Rolf) – jeden z wodzów skandynawskich wikingów, rabusiów siejących od lat popłoch i zniszczenie na ogromnych połaciach kontynentu (założyli swoje siedziby na terytorium dzisiejszej Normandii) – otrzymał z rąk króla Karola III Prostego (Prostaka) nadanie lenne. Obejmowało ono miasto Rouen oraz przylegające ziemie nad Sekwaną, rozciągające się zarówno ku morzu, jak i w głąb lądu. Potomek Rollona miał przejść do historii jako zdobywca Anglii. Frankoński król podpisując z wodzem wikingów stosowny dokument w St. Clair-sur-Epte robił dobry interes. Nie mając dość środków, aby usunąć niechcianych przybyszów z zajmowanych przez nich ziem, postanowił usankcjonować istniejący stan rzeczy, czyniąc przy okazji z Rollona oddanego sobie wasala, strzegącego go przed innymi najeźdźcami. 900 lat później, w tej samej Francji, skazańca Eugeniusza Franciszka Vidocqa (1775–1857) uczyniono szefem Brygady Bezpieczeństwa złożonej z byłych przestępców, a on, po części z wdzięczności, a po trosze nie mając innego wyjścia, potężnie przetrzebił szeregi francuskich złoczyńców, wyłapując również swoich dawnych kompanów. Rollon odegrał podobną rolę, stojąc wiernie u boku przychylnego mu władcy i zwalczając jego wrogów. On i jego następcy, korzystając z tytułu hrabiów Rouen, w licznych wojnach rozciągnęli władzę na terytorium dzisiejszej Normandii. Jej nazwa (Terra Normannorum, Northmannia), oznaczającej kraj Normanów, rozpowszechniła się dopiero w następnym stuleciu. Również dopiero wtedy prawnuk Rollona, Ryszard II, zaczął używać tytułu księcia. Władcy Normandii, formalnie zależni od króla Francji, aż do 1204 r. zdołali jednak utrzymać znaczną autonomię. Na początku X w. nie istniał żaden inny równie skuteczny sposób na powstrzymanie łupieskich najazdów wikingów niż ten, po który sięgnął Karol Prosty. Na mniejszą skalę praktykowany już zresztą wcześniej. Od kilkudziesięciu lat mieszkańcy Europy Zachodniej i Środkowej żyli w paraliżującym strachu przed bezwzględnymi najeźdźcami z Północy. Przyczyną, która zrodziła ich podróżniczo-zbójecką aktywność, była bomba demograficzna, jaka wybuchła w skutej lodem, skalistej, biednej Skandynawii. Stało się to przekleństwem Europy na kilkaset lat. Aż po Afrykę Pierwsza wielka łupieska wyprawa wikingów na wybrzeże Fryzji została zorganizowana niemal równe sto lat przed układem Rollona z Karolem Prostym. Wzięło w niej udział podobno aż dwieście okrętów, owych długich łodzi wikingów, które odtąd miały siać grozę od wybrzeży Bałtyku po Sycylię. W 820 r. kilkanaście takich pirackich jednostek przeprowadziło rajd wzdłuż wybrzeży Flandrii. Napastnicy, skutecznie odparci przez zorganizowaną jeszcze przez Karola Wielkiego straż przybrzeżną, opłynęli Półwysep Pirenejski i najechali Akwitanię. Frankońska obrona wybrzeży wyraźnie osłabła w ostatnich latach panowania Ludwika Pobożnego, syna i następcy Karola. Powodem był jego ostry spór z synami, Lotharem, Ludwikiem i Karolem, pomiędzy których w 843 r. podzielone zostało państwo Franków. W latach 834–837 wikingowie czterokrotnie złupili leżący w delcie Renu Dorestad, jeden z najważniejszych ówczesnych ośrodków handlowych na północnym wybrzeżu. Późniejsze najazdy odebrały mu dotychczasowe znaczenie, spychając do roli niewielkiej mieściny. Przed niszczącymi atakami wikingów nie zdołały się obronić również Wyspy Brytyjskie. W VIII w. pierwsi najeźdźcy przybyli tam z Norwegii, a po zasiedleniu Wysp Szetlandzkich i Orkadów również stamtąd napływały grupy morskich rozbójników. Pojawili się oni w Szkocji, Irlandii, na wyspie Man i zaczęli zasiedlać wschodnie wybrzeża Anglii. Od drugiej połowy IX w. migracja z Norwegii przybrała masowy charakter, zaś sezonowe wcześniej bazy wikingów przeistoczyły się w stałe osady. Pierwszym głośnym wyczynem wikingów na ziemi angielskiej stało się splądrowanie i zniszczenie w 793 r. klasztoru Lindisfarne w Nortumbrii na północy Szkocji. Od krainy tej wikingowie duńscy rozpoczęli podbój wschodniej i południowej Anglii, gdzie największy opór stawiał im król Wessexu Alfred Wielki. Pokonany w 878 r. zrzekł się na rzecz zwycięzców wszystkich ziem położonych na wschód od dawnej rzymskiej drogi łączącej Chester i Londyn. Powstały tam władztwa różnych normańskich wodzów, toczących ze sobą nieustanne wojny. W końcu wieku Normanowie, napływający głównie z Norwegii, Orkadów i Hebrydów, założyli niewielkie państewka w Irlandii, z głównymi ośrodkami władzy w Dublinie, Limericku i Corku. Dopiero na początku XI w. udało się Irlandczykom przywrócić panowanie rodzimych królów nad Zieloną Wyspą. Paryż padł w 845 r., twierdzę na wyspie Cité wojownicy z turzymi rogami na hełmach zdobyli w niedzielę wielkanocną. W zamian za opuszczenie murów splądrowanego doszczętnie miasta Karol Łysy wypłacił im ogromny okup 7 tys. funtów srebra. Odtąd zarówno on, jak i pozostali królowie frankońscy zaczęli się opłacać bandom wikingów. Jednocześnie wykorzystywali je w charakterze najemników do walki między sobą. Daninę (Danegeld) Normanowie pobierali również od władców anglosaskich. Ograbili klasztor św. Filiberta w Noirmoutier, Saint-Wandrille pod Rouen, a nawet sławne miejsce kultu Santiago de Compostela w Hiszpanii. Obowiązujący początkowo schemat grabieżczych wypraw i powrotu z łupami do stałych siedzib z czasem zaczął ulegać zmianie. Najeźdźcy zakładali warowne obozy, w których spędzali zimy. Bywało, że sprowadzali do nich swoje rodziny. Wówczas już tylko krok dzielił ich od osiedlenia się w niektórych miejscach na stałe. W delcie Renu ich niewielkie państewko przetrwało ponad 30 lat, jeszcze dłużej władali znacznymi terytoriami w Bretanii, gdzie ostatecznie zostali pobici w 937 r. Bywało, że władcy sami proponowali im objęcie w posiadanie jakiegoś obszaru w zamian za zaprzestanie dalszej grabieży. W latach 40. IX w. wikingowie zaczęli się zapuszczać do Hiszpanii, Afryki i Włoch. W 844 r. udało im się zdobyć Sewillę, ale bitni Maurowie szybko ich przepędzili. Głośna stała się rozpoczęta w 859 r. i trwająca aż trzy lata wyprawa pod wodzą Bjørna Jernside i Hastinga, o której wspominają zarówno źródła zachodnioeuropejskie, arabskie, jak i sagi skandynawskie. Ponad 60 okrętów z wikingami opłynęło wówczas Półwysep Pirenejski docierając do Afryki Północnej i Italii, gdzie rabusie splądrowali Pizę. Ale to był zaledwie przedsmak ich późniejszych wyczynów na włoskiej ziemi. Straszliwi bracia Przez cały X w. do południowych Włoch docierały mniejsze i większe grupy normańskich wojowników, którzy przybywali tam nie tylko w celu grabieży, ale również zaciągali się na służbę u miejscowych władców. Walczyli dla żołdu i wojennych łupów wynajmowani przez Bizantyjczyków i książąt longobardzkich. W 1029 r. wódz jednego z oddziałów został wynagrodzony przez księcia Neapolu hrabstwem Aversa. Wieść o tym szybko dotarła na północ i w kierunku krańca włoskiego buta podążyły tłumy Normanów. Wśród nich znalazło się 12 synów Tankreda z Hauteville. Kilku z nich przejawiało niezwykłe talenty polityczne, które szybko wyniosły ich na szczyt władzy. W 1041 r. Wilhelm Hauteville zwany Żelazną Ręką zdobył na Bizantyjczykach stolicę Apulii, Amalfi. Następnie, po opanowaniu Kapui i Salerno, rozpoczął podbój Kalabrii. W 1053 r. inny z braci, Robert Guiscard (Sprytny), rozbił wojska papieskie i wziął do niewoli namiestnika Stolicy Piotrowej. Sześć lat później, przymuszony sytuacją polityczną, papież Mikołaj II nadał Robertowi jako lenno wszystkie opanowane przez niego terytoria. Umowa spisana w Melfi z jednej strony zapewniała papiestwu cennego sojusznika, z drugiej legitymizowała zdobycze Normanów i stanowiła dla nich bodziec do dalszej aneksji. W 1071 r., po zdobyciu Bari, wyparli oni z Włoch Bizantyjczyków, stając się dla nich w ciągu następnych lat najpoważniejszym obok Turków przeciwnikiem. Do śmierci w 1085 r. Robert zdołał przyłączyć do swojego państwa dalsze rozległe terytoria, zdobył Dubrownik i część Wysp Jońskich. Podjął również nieudany atak na Konstantynopol. Bizantyjskie matki straszyły nim swoje niesforne dzieci. Kiedy Robert Guiscard rozszerzał swoje władztwo i grożąc Bizancjum snuł marzenia o królewskiej, jeśli nie cesarskiej koronie, jego młodszy brat Roger zdobywał na Arabach Sycylię. Od chwili opanowania Mesyny w 1061 r. do momentu wkroczenia do Syrakuz, oznaczającego zakończenie podboju największej wyspy Morza Śródziemnego, minęło równe ćwierć wieku. W 1227 r. syn Roberta Guiscarda, Roger II, zjednoczył w swoich rękach wszystkie normańskie zdobycze, a następnie papież koronował go na króla Sycylii i Apulii. Potomek morskich rozbójników wszedł w ten sposób na królewskie salony Europy. Wschodni ślad Łupieżczym napadom na Zachodzie towarzyszyła dynamiczna eksploracja okolic Morza Bałtyckiego, ziem Rusi oraz, za pośrednictwem Bizancjum, kontakty z kalifatem arabskim. Bałtyk, na którego południowych i wschodnich wybrzeżach przybysze, głównie ze Szwecji, zaczęli się osiedlać już w VII w., nazwano Morzem Waregów. Pod tym właśnie mianem przybysze ze Skandynawii znani byli w Cesarstwie Wschodniorzymskim. Arabowie zwali ich natomiast Rusami. Choć w zachowanych przekazach wspomina się o próbach zdobywania przez Normanów Konstantynopola, w jego murach pojawiali się raczej w celach handlowych bądź jako najemni żołnierze. Kupcy wieźli poszukiwane i cenione na południowym wschodzie przedmioty zbytku: futra, bursztyn, kły morsów; skandynawscy najemnicy oferowali zaś usługi, jakich w zakresie rzemiosła wojennego nie mogła ówcześnie zaoferować żadna inna europejska nacja. Obok Rusów to głównie oni przez dziesięciolecia tworzyli słynną cesarką gwardię wareską, elitarną, liczącą kilka tysięcy doskonałych wojowników jednostkę, niezachwianą w wierności panującemu. Mieszkańcy stolicy zwali ich ludźmi z toporami. Liczni Szwedzi, Norwegowie i Duńczycy pojawiali się również na dworach książąt ruskich, wchodząc w skład ich drużyn. Niektórzy z nich dochodzili do wielkich zaszczytów. Szczególnie wielką karierę zrobili potomkowie niejakiego Ruryka, który wraz z dwoma braćmi w latach 70. IX w. sięgnął po władzę nad leżącym na północy Rusi Nowogrodem Wielkim. Dał on początek rodowi, który zasiadał na wielkoksiążęcych tronach Kijowa i Moskwy i przetrwał aż do końca XVI w.; ostatni z Rurykowiczów, car Fiodor I, zmarł w 1598 r. Właśnie przez Nowogród i Kijów wiodła jedna z dróg łączących północne domeny wikingów z Konstantynopolem. Korzystając z wielkich rzek docierali oni do Morza Czarnego i żeglując po nim dopływali do Matki Miast. Pojawiają się opinie historyków, że również pierwszy historyczny książę Polan, Mieszko I, był w rzeczywistości skandynawskim wikingiem i przebojem wdarł się na tron zdobytego przez siebie kraju. Zdobywcy i odkrywcy Wspaniałym podsumowaniem epoki wikingów stał się z jednej strony dokonany przez ich potomków podbój Anglii, z drugiej zaś – odkrycie Ameryki. Anglię zdobył Wilhelm Normandzki, idąc w ślady króla Kanuta II Wielkiego, któremu na początku wieku udało się na krótko opanować wyspę. Wilhelm w słynnej bitwie pod Hastings (14 października 1066 r.) pokonał króla Harolda Godwinssona, w którego żyłach również płynęła skandynawska krew. W ciągu kilku następnych lat ugruntował swoją władzę, uśmierzając bunty Anglosasów i odpierając najazd króla duńskiego Swena. Wielu możnych, nie uznając władzy Wilhelma, wyemigrowało. Popularnym kierunkiem ucieczki stało się Bizancjum. Szeregi gwardii wareskiej zostały odtąd zdominowane przez Anglosasów. Natomiast Wilhelm Zdobywca pokazał, że potrafi być równie sprawnym administratorem jak wodzem. W 1086 r. dokonał spisu ludności Anglii i jej majątku, tworząc pierwszy w dziejach Europy dokument obrachunkowy, swoisty kataster gruntowy państwa. Do historii przeszedł on pod nazwą Księgi Sądu Ostatecznego (Domesday Book). Zdobycz dokonana przez Wilhelma stworzyła przedziwny stan prawny i faktyczny. Jako wasal francuskiego króla, choć jednocześnie posiadacz ziem na terenie Francji większych od domeny królewskiej, stał się jednocześnie władcą z bożej łaski rozległego państwa, w którym sprawował całkowicie niezależne rządy. W przyszłości sytuacja taka musiała doprowadzić do długotrwałego konfliktu pomiędzy Anglią i Francją. Jej krwawym pokłosiem stał się najdłuższy konflikt europejski, wojna stuletnia toczona w latach 1337–1453. Kilkadziesiąt lat przed zdobyciem Anglii wikingowie odkryli Amerykę, co później przypisano Kolumbowi. Dokonała tego grupa żeglarzy i osadników, która płynąc z Norwegii bądź Islandii do zasiedlonej od niedawna Grenlandii pomyliła drogę i w 1003 r. wylądowała w miejscu nazwanym Vinlandem. Staronormańskie sagi nie są jednomyślne, kto był wodzem słynnej wyprawy. W jednych pojawia się Bjarne, syn Herjolfa, towarzysza wywodzącego się z Islandii Eryka Rudego, który kolonizował Grenlandię i nadał jej nazwę mającą zachęcić rodaków do przybycia (Zielona Ziemia). Inne miano odkrywcy rezerwują dla syna Eryka, Lejfa Szczęśliwego. Zgodności brakuje także wśród badaczy wskazujących różne miejsca lądowania wikingów i usiłujących umiejscowić na mapie mityczny Vinland. Rozrzut jest duży. Od Nowej Funlandii, poprzez Labrador, aż po Ziemię Baffina. Za Nową Funlandią może świadczyć znalezisko dokonane na jej północnym krańcu, w L’Anse aux Meadows: pozostałości po skandynawskiej osadzie z omawianego okresu oraz wiele przedmiotów użytkowych. Być może jednak był to tylko punkt etapowy w drodze na południe i raczej tam, w stronach o zdecydowanie cieplejszym klimacie, należy szukać owej krainy winorośli, jaką Leifowi bądź Bjarnemu wydało się miejsce, w którym zdecydowali się osiąść. Nadzieja, że dotrą do niego liczni rodacy dając początek kolonizacji nowo odkrytych ziem, okazała się jednak mrzonką. Było ich zbyt mało, zaś twardy opór ze strony tubylców okazał się nie do złamania. Normańscy koloniści wyginęli i Vinland przeszedł do legendy. Ostatni wiking Świat wikingów bezpowrotnie przeminął ok. XIII w. Dwa stulecia później pojawił się jednak władca, który zasłużył sobie na miano ostatniego wikinga. Był nim król Danii, Norwegii i Szwecji Eryk Pomorski (1382–1459). Jego stryjeczna babka, królowa Małgorzata, doprowadziła do zawarcia przez trzy skandynawskie państwa unii kalmarskiej w 1397 r. Eryk nie odziedziczył po niej umiaru i zdolności negocjacyjnych. Został pozbawiony tronu w wyniku wielkiego powstania ludowego. Najpierw w 1439 r. utracił korony Danii i Szwecji, a trzy lata później także Norwegii. Schronił się na Gotlandii, skąd przez kilka lat dokonywał pirackich wypadów, łupiąc bezlitośnie również swoich dawnych poddanych. Przegnany z wyspy, przeniósł się na polskie wybrzeże, osiadając w Darłowie należącym do Księstwa Słupskiego. W miejsce, gdzie przyszedł na świat. Otoczył się zgrają gotowych na wszystko awanturników, a jego dwór przypominał dawne siedziby normańskich jarlów. Zew przodków, bezwzględnych morskich rozbójników, okazał się mocniejszy od królewskiego dostojeństwa. Eryk pozostawił wielki skarb, który jednak zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach po jego śmierci. Królowie duńscy przez wiele lat prowadzili bezskuteczne działania, aby go odzyskać, co może świadczyć o tym, że nie stanowił on jedynie wytworu wyobraźni. Literatura: Józef Gierowski, „Historia Włoch”, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1985 r.; Else Roesdahl, „Historia wikingów”, Gdańsk 1996 r.; Benedykt Zientara, „Historia powszechna średniowiecza”, Warszawa 1973 r.
Przez ponad 150 lat ci okrutni żeglarze – wojownicy terroryzowali całą Europę. Okres ten nazwano Wiekiem Wikingów. W rzeczywistości poziom moralny i brutalność nie różniły wojowników normandzkich od innych żołnierzy średniowiecznej Europy. Inne germańskie nacje, jak Frankowie czy Sasi, również potrafili być nie mniej
Kategoria: Średniowiecze Data publikacji: Autor: Przy tekście pracowali także: Maria Procner (redaktor) Maria Procner (fotoedytor) W strachu przed ich brutalnością żyły cała Anglia i Francja. Tortury wikingów stały się niesławnym symbolem pogańskiego bestialstwa. Krwawy orzeł, patroszenie wrogów... Ale jaka jest prawda o wikińskich torturach? I które z nich były najgorsze? Jedno jest pewne: czarna legenda wyprzedzała wojowników z Północy, gdziekolwiek się udawali. Opowieści o torturach i festiwalach mordowania, jakie urządzali sobie wikingowie podczas wypraw wojennych, wywoływały wśród mieszkańców chrześcijańskiej Europy taki lęk, że często na sam widok charakterystycznych statków po prostu uciekali. Nawet Karol Wielki, usłyszawszy o flocie zbliżającej się do granic jego kraju, miał – według relacji biografów – zalać się łzami. Czego tak bardzo się obawiano? Orzeł, którego nie było Najbardziej drastyczną torturą (a jednocześnie metodą egzekucji), którą dziś przypisuje się wikingom, był tak zwany „krwawy orzeł”. Pomysłodawca tego rytualnego sposobu uśmiercania ofiary musiał być obdarzony wyjątkowo sadystyczną wyobraźnią. Wycinanie orła polegało bowiem na… wyrąbaniu siekierą żeber od strony pleców, a następnie wywleczeniu ich na zewnątrz. Finalną „dekoracją” były płuca nieszczęśnika, które rozpinano na otwartej klatce piersiowej, by przypominały skrzydła. Właśnie tą metodą, zgodnie z opisami licznych autorów sag o ludziach Północy, miał pomścić śmierć ojca Ivar Bez Kości. Skald Sigvat w swoim wierszu datowanym na 1030 rok relacjonował: „Ivar, który rezydował w Yorku, wyciął orła na plecach Aelli [z Nortumbrii – przyp. red.]”, co zostało później podchwycone przez kolejnych biografów i poetów. „Saga o Orkadach” z 1200 roku zawiera już kompletny opis rytuału – i to w wykonaniu nie samego Ivara, ale także innych wikingów. Man in Question/CC BY-SA Przez lata uważano, że ta scena z kamienia Stora Hammars przedstawia torturę „krwawego orła”. Ile jest prawdy w tych opowieściach? Cóż orzeł od wieków był kojarzony ze zwycięstwem, więc przywódcy północnych ludów z pewnością miewali jego wizerunek na chorągwiach. Tak opisuje emblemat słynnego Ragnara Bernard Cornwell w powieści „Zwiastun burzy”, drugiej części bestsellerowego cyklu „Wojny wikingów”: W końcu zobaczyłem jedną z ostatnich duńskich grup broniących się przed hordą napierających Sasów. Ruszyłem ku nim pędem i nagle rozpoznałem chorągiew, pod którą walczyli. Skrzydło orła. To był Ragnar. Nie oznacza to jednak, że uwieczniali symbol dumnego ptaka również na ciałach swoich wrogów. Współcześni historycy są raczej zgodni, iż tego rodzaju tortura nie mogła być stosowana regularnie. Dlaczego? Po pierwsze, ofiara już w początkowej fazie zmarłaby wskutek upływu krwi, na długo przed ukończeniem „dekoracji”. Po drugie, jest bardzo prawdopodobne, że cała historia została zwyczajnie zmyślona! Badacze przypuszczają, iż Sigvat mógł po prostu użyć metafory orła dopadającego zdobyczy (ptakiem byłby oczywiście Ivar, a upolowanym – Aella). A co z wyrytymi na na kamieniu Stora Hammars z Gotlandii scenami, które długo interpretowano jako świadectwo istnienia tej drastycznej tortury? Już w latach 80. w prasie naukowej pojawiły się głosy krytyczne wobec tej hipotezy. Historyczka z Yale University, Roberta Frank, dowodziła na przykład, że im młodsze relacje z egzekucji, tym bardziej są brutalne. Niewykluczone zatem, że „krwawy orzeł” był jedynie bujdą wymyśloną przez chrześcijan, wynikającą ze złego tłumaczenia i panicznego lęku. Według konkurencyjnej teorii drapieżnego ptaka nie wycinano, a rysowano na plecach pokonanego przeciwnika, by okazać swą dominację. Ale to, że najsłynniejsza wikińska tortura okazała się błędem w interpretacji, nie oznacza bynajmniej, że wojownicy z Północy nie znali i nie stosowali innych drastycznych metod… Inspiracją do napisania tego artykułu był drugi tom sagi „Wojny wikingów” Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy„, wydawanej nakładem wydawnictwa Otwarte. Król Edmund i drzewo tortur Również w przypadku tego sposobu pastwienia się nad wrogiem głównym bohaterem (a raczej: katem) był Ivar, którego niejednokrotnie nazywano „najbrutalniejszym z wikińskich przywódców”. W 870 roku, po pokonaniu armii króla Edmunda we Wschodniej Anglii, zażyczył sobie, by pojmany europejski władca wyrzekł się swojej wiary. Polecił więc swoim wojownikom przywiązać go do drzewa i wychłostać. Kiedy to nie pomogło – Edmund miał bez przerwy wzywać Chrystusa, co w takiej sytuacji nie wydaje się specjalnie dziwne – obrzucono monarchę kamieniami, a następnie potraktowano jako tarczę strzelecką. Ostatecznie zrezygnowany Ivar kazał ściąć ofiarę. Historia egzekucji Edmunda szybko rozniosła się po Europie. I na podstawie tych opowieści między rokiem 985 a 987, czyli ponad sto lat później, powstała biografia władcy. Do tego czasu opisy okrucieństwa wikingów zdążyły już przybrać bardzo egzaltowany charakter. Posądzano ich na przykład o celowe odtworzenie męczeństwa ukrzyżowanego Chrystusa i świętego Sebastiana, który zginął naszpikowany strzałami. Problem w tym, iż ówcześni ludzie Północy nie mogli znać chrześcijańskich świętych, więc nawet jeśli podobieństwo faktycznie istniało, to było zupełnie przypadkowe. Autor Passio Sancti Eadmundi, Abbo z Fleury, pisał też, że po wychłostaniu skóra na plecach króla popękała i żebra stały się widoczne, co z kolei przypominało „krwawego orła”, a więc mamy już pełen zestaw okrucieństw… Najwyraźniej galopująca wyobraźnia, strach i upływ czasu znów odegrały tu znaczącą rolę. Jak faktycznie dokonał żywota pechowy władca, prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy. Drzewo jako centralny element tortur i egzekucji pojawiało się w przypadku jeszcze jednej metody – wypatroszenia, które również uchodzi za lubiany przez wikingów sposób zadawania śmierci. Zgodnie ze spisaną w XIII wieku Sagą o Njalu po bitwie pod Clontarf w 1014 roku pojmano apostatę Brodira i jego ludzi. Oprawcą był „nawrócony” już wojownik Ulf Niespokojny. Rozpruł on brzuch Brodira, a następnie pędził go dookoła pnia tak długo, aż wszystkie wnętrzności nie znalazły się na zewnątrz (dopiero wówczas ofiara miała zginąć). publiczna Fragment XII-wiecznej miniatury przedstawiającej męczeństwo króla Edmunda. Cała historia jest przy tym bardzo przewrotna. Z jednej strony mamy wikinga-chrześcijanina zabijającego wikinga-poganina, który do tego odrzucił chrześcijaństwo po przyjęciu święceń. Z drugiej zaś sam sposób egzekucji przypomina rytuał ofiarny, składany ku czci boga Odyna. Jaki więc był prawdziwy zamysł Ulfa, kiedy decydował o tym, jak ukarać apostatę? Także w tej kwestii historycy mogą co najwyżej snuć przypuszczenia… Wężem w bezbożnika Olaf I Tryggvason – podobnie jak Ulf – był wielkim zwolennikiem chrześcijaństwa i postanowił wprowadzić nową wiarę siłą. Nietrudno się domyślić, że wywrotowy pomysł króla natrafił w Norwegii na twardy opór. W załagodzeniu konfliktu nie pomógł z pewnością fakt, że Olaf już na samym początku swojej kampanii zamknął w świątyni 80 pogan i spalił ich żywcem. O tym, jak bezlitosny był wobec tych, opornych na chrystianizację, na własnej skórze przekonał się także Rauda z Salten. Władca obiecał mu „śmierć najgorszą z możliwych”, jeśli ten nie przyjmie nauk Chrystusa. Po kolejnej odmowie nakazał włożyć Raudowi między zęby kawałek drewna, a następnie usiłował wepchnąć w usta ofiary… jadowitego węża. Jak relacjonował poeta i historyk Snorri Sturlson, sprytny Norweg dmuchał na zwierzę, więc zabieg się nie udał. Wtedy Olaf wsunął do gardła Rauda gałąź dzięgiela i przez nią wpuścił gada, dodatkowo popędzając go gorącym żelazem. Nicolai Arbo/domena publiczna Olaf I Tryggvason chrystianizował swój naród siłą. I nie wahał się przed używaniem w tym celu tortur. Co do ostatecznego efektu egzekucji, można snuć rozmaite domysły. Snorri zapisał, że wąż „wpełzł do ust Rauda i w głąb jego gardła, aż wydrążył sobie wyjście w jego boku i Raud skonał”. Wydaje się to jednak raczej niezbyt prawdopodobne. Jeśli faktycznie w głąb jamy ustnej dostałby się odpowiednio gruby wąż, ofiara po prostu by się udusiła. Ewentualnie przestraszony gad mógł ugryźć Rauda; efekt zależałby wtedy od gatunku węża. Naturalnie występowała wówczas na Półwyspie Skandynawskim żmija zygzakowata, ale niewykluczone, że norweski król miał do dyspozycji bardziej egzotyczne „narzędzie” egzekucji. Istnieje też prawdopodobieństwo, że cała sytuacja została zmyślona, a scena znęcania się nad Raudem i bogu ducha winnym wężem była alegorią chrystianizacyjnego terroru, jaki sprowadził Olaf na Skandynawię. Brutalne… przedstawienia? W przypadku zetknięcia się zróżnicowanych kultur, posiadających mocno zakorzenione tradycje i obrzędy, często dochodzi do wyolbrzymień i przeinaczeń. Na tej podstawie powstają później legendy – takie jak te, stworzone, kiedy chrześcijanie z Europy „poznali się” z ludami Północy. Wikingowie nie znali pojęcia świętości, traktowali klasztory jako łatwe cele wypełnione wartościowymi łupami. Dlatego autorzy tekstów z tamtych czasów (głównie chrześcijanie) nadawali im bardzo mroczne cechy. Tymczasem większość ofiar najeźdźców ze Skandynawii ginęła zupełnie „standardowo” – podczas walki lub z powodu trudnych warunków w niewoli. Inspiracją do napisania tego artykułu był drugi tom sagi „Wojny wikingów” Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy„, wydawanej nakładem wydawnictwa Otwarte. Stosunkowo łatwo jest jednak prześledzić tok myślowy obserwatora obrzędów religijnych, który z klasztoru trafił między wikingów. Mieszkańcy Północy mieli na przykład zwyczaj przybijania do drzew martwych zwierząt poświęconych bogom. Jak w XI wieku pisał Adam Bremeński, poganie składali w świętym gaju ofiarę w postaci osobników płci męskiej – po jednym z każdego gatunku, z uwzględnieniem konia, psa, a nawet człowieka. Z tkaniny z Oserberg wnioskuje się, że wikingowie lubili także wieszać swoje ofiary. Był to osobliwy hołd dla Odyna – patrona wisielców, który posiadał zdolność rozmowy ze zmarłymi. Snorri wspomina również o specjalnej formie obrzędu mającego na celu obłaskawienie bóstw, polegającej na „fałszywej” ofierze z przywódcy. Kiedy w trudnym okresie żadne modły nie pomagały, lokalny władca był „wieszany” na sznurze z cielęcego jelita i „przebijany” trzciną przez kapłana. Skoro walcząc o przetrwanie, ludy Północy uciekały się do takich przedstawień, jest bardziej niż prawdopodobne, że przeważająca część legend na temat ich bestialstwa została… zmyślona. A jeśli chodzi o same tortury, to na pewno pod każdym względem ustępowały tym, stosowanym niedługo później przez chrześcijańską inkwizycję. Inspiracja: Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Otwarte. To drugi tom bestsellerowej serii o burzliwych czasach wikińskich najazdów na Anglię w IX wieku. Bibliografia: David Horspool, King Alfred: Burnt Cakes and Other Legends, Harvard University Press, 2006 R. Ferguson, Młot i krzyż. Nowa historia wikingów, Wydawnictwo Dolnośląskie 2009. A. Forte, R. Oram, F. Pedersen, Państwa wikingów. Podboje – władza – kultura, Wydawnictwo Naukowe PWN 2010. Parker Philip, Furia ludzi Północy. Dzieje świata Wikingów. Dom Wydawniczy Rebis, 2016. P. Urbańczyk, Zdobywcy północnego Atlantyku, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego 2004. Kup książkę taniej na stronie wydawcy: Kup „Zwiastun burzy” Bernarda Cornwella w swoje ulubionej księgarni: Zobacz również Średniowiecze Wiciędze – słowiańscy pogromcy wikingów Była niedziela roku pańskiego 1136 roku, gdy na horyzoncie, na rzece Göta älv, która uchodzi do morskiej cieśniny Kattegat - pojawił się zarys statków, przyozdobionych... 8 stycznia 2020 | Autorzy: Marcin Moneta Starożytność Biblijni okrutnicy mieszkali w Polsce? Słynęli z okrucieństwa niebywałego nawet jak na standardy starożytności. Pili krew swoich wrogów, wznosili toasty popijając z ich czaszek, ściągali skalpy i przywieszali sobie do... 23 października 2019 | Autorzy: Marcin Moneta
. 367 473 648 593 285 694 528 621
jak się nazywa wódz wikingów